piątek, 27 maja 2016

1 PKO Bydgoski Festiwal Biegowy

Miał być piękny debiut poniżej 2 godzin, a była walka o każdy kilometr i wstydliwy (szczególnie dla mnie) czas...


 Zmotywowany dobrymi wynikami na treningach oraz pierwszym startem na 5 km w Sopocie postanowiłem wziąć udział w półmaratonie (głupek ze mnie) :) Owa impreza biegowa odbyła się w Bydgoszczy - stolicy polskiej lekkoatletyki. Stwierdziłem, że nie może mnie tam zabraknąć :)


Dzień przed biegiem udaliśmy się całą rodzinką do Bydgoszczy na zakupowe szaleństwo (nienawidzę zakupów, jednak teraz wyjątkowo było mi to na rękę, ponieważ mogłem w spokoju odebrać pakiet startowy :)) Po powrocie do domu dopadł mnie przedstartowy stres, co poskutkowało położeniem się spać bez kolacji - pierwszy błąd :P

 Następnego dnia szybka pobudka, pakowanie i wyjazd do Bydgoszczy. Na śniadanie zjadłem jednego małego banana - błąd numer dwa :P


Po dotarciu na miejsce okazało się, że miejsc parkingowych brak... Za 30 minut start, a ja krążę autem w poszukiwaniu miejsca... Mała zamiana, mama przejmuje stery naszej srebrnej strzały, a tata truchtem kieruje się na stadion Zawiszy Bydgoszcz, gdzie znajduje się strefa startowa. 

Atmosfera na stadionie powodowała jeszcze szybsze bicie serca. Setki osób, dobra muzyka i motywujący spikerzy sprawiali, że nie mogłem się doczekać startu. 



Równo o 10 wystartowali uczestnicy biegu na 10 kilometrów. My, czyli przyszli pół-maratończycy :) poustawialiśmy się w odpowiednich strefach czasowych. Stanąłem między balonikiem 1:50 a 2:00 z nadzieją, że uda się dobrnąć do mety mniej więcej z takim czasem...

O 10:08 wystartowaliśmy. Początkowo biegliśmy wszyscy razem. Pierwszy kilometr w czasie poniżej 5 minut napawał optymizmem, chociaż wiedziałem, że muszę zwolnić jeśli chce dotrzeć do mety. Warunki pogodowe były ciężkie, co dość często zaznaczali organizatorzy mówiąc przez mikrofony, że mamy odpuścić sobie bicie rekordów i kręcenie nowych życiówek. Z nieba lał się żar, a powietrze było bardzo suche. Na całej trasie co chwile dochodziło do omdleń zawodników oraz interwencji służb medycznych, co dodatkowo budziło we mnie niepokój. Nie wiedziałem, jak zareaguje mój organizm na tak długi bieg w takich piekielnych warunkach :)

Pierwsze 10 km zleciało mi bardzo szybko. Czas około 55 minut działał na mnie pozytywnie, bo wydawało się, że złamanie 2 godzin to tylko kwestia dobiegnięcia do mety... Dodatkowy zastrzyk motywacji otrzymałem od moich kibiców, których minąłem pod stadionem. Ewelina z Emilem, Paulina, Karolina i Agnieszka z Łukaszem. Wielkie dzięki za wspaniały doping!! Zupełnie się Was nie spodziewałem :)


Po tak dużym zastrzyku motywacji ruszyłem w dalsze 10 km. Szybko okazało się, że nie będzie tak kolorowo jak sobie to wymyśliłem. Pojawił się ból w biodrze z prawej strony. Miewałem takie bóle na treningach jednak nie zwracałem na to większej uwagi. Biegło mi się coraz gorzej, wolniej i bez tej radości, którą zawsze miałem. Gdy dogonił mnie balonik na 2 godziny przykleiłem się do niego, ale sił starczyło tylko na kilkaset metrów... Powoli zaczynałem odpuszczać i bić się z myślami czy nie zrezygnować w ogóle z biegu. Biegło mi się wyjątkowo źle. Na 16 kilometrze przegonił mnie balonik na 2:10 i wtedy już zupełnie opadłem z sił. Byłem mega zmęczony i zdemotywowany tym, że nie zmieszczę się nawet w tym czasie. Powoli zacząłem przechodzić w szybki marsz żeby chociaż chwilę odpocząć. Kibice i inni biegacze wspierali, bili brawo i gratulowali odwagi jednak nie miałem żadnych zapasów energii żeby podjąć walkę. Wróciłem do truchtania w tempie 7 min/km i modliłem się o koniec. Gdy znowu zobaczyłem moich kibiców uśmiech wrócił mi na twarzy - wiedziałem, że to finish, a dotarcie do mety zawdzięczam głównie im. Linie końcową minąłem z czasem 2:17:48. 


Czy wyciągnąłem jakieś wnioski z tego biegu? Chyba aż za dużo :)

Po pierwsze odpowiednia dieta przed startem jest bardzo ważna - należy dostarczyć organizmowi odpowiednie pokłady energii.
Po drugie nawadnianie podczas biegu. Nie wiedziałem jak zachowa się mój organizm, gdy będę się nawadniał w czasie biegu dlatego większość stanowisk z wodą, izotonikami czy bananami zwyczajnie omijałem. 
Trzecie. Muszę prowadzić dobrą rozgrzewkę przed bieganiem, ponieważ wydaję mi się, że ból biodra był spowodowany złym przygotowaniem do biegu. 
No i czwarte... Ostro się trzymać planu treningowego i wprowadzić więcej długich treningów tj. 16-18 km żeby przyzwyczaić swój organizm do takiego wysiłku.


Co dalej? Start w kilku biegach na 10 km, a na jesień udział w kolejnym półmaratonie :) No i złamanie tych dwóch nieszczęsnych godzin :)




PS. Chciałbym podziękować Darkowi, z którym uciąłem sobie krótka pogawędkę na 15-16 kilometrze. Z tyłu na koszulce miał napisane: BÓL TO ŚCIEMA!! Dzięki Darek za kilka pozytywnych słów :)

1 komentarz:

  1. Charakter biegu idealnie wpisuje sie w tematykę bloga! Czekam na relacje z kolejnego półmaratonu:)

    OdpowiedzUsuń