niedziela, 5 czerwca 2016

Terenowa Masakra 2016

Równy tydzień po 1 PKO Festiwalu Biegowym, w którym zadebiutowałem na dystansie półmaratonu, również w Bydgoszczy odbywał się ekstremalny bieg z przeszkodami - Terenowa Masakra 2016 - II edycja.



 Rok temu zawody zadebiutowały na mapie biegów terenowych, a ja wraz z nimi :) Razem z moim kolegą - Grzegorzem, wzięliśmy udział w I edycji tego biegu, ukończyliśmy go i już nie mogliśmy się doczekać kolejnych edycji :) W tym roku problemy zdrowotne wykluczyły mojego kompana z jakichkolwiek zawodów... Z zeszłorocznym biegiem wiąże się też śmieszna historia, w której Survivalowy Tata chciał być mądrzejszy od organizatorów :) Po odebraniu pakietów startowych, zamiast przywiązać swojego chipa do butów tak jak radził organizator, postanowiłem schować go do kieszonki w spodenkach. Bałem się, że nie będę sklasyfikowany, bo zgubię buta gdzieś w błocie albo w mule w jeziorze. Co się okazało? Dotarłem na metę w kompletnym obuwiu, ale nie zostałem sklasyfikowany, a na listach widniałem jako ten, który nie ukończył biegu :( Co za porażka... Dlatego w tym roku, oprócz dotarcia do mety, celem było wykonanie WSZYSTKICH poleceń organizatora poprawnie :)

Wracając do aktualnego roku... Impreza odbywała się w Leśnym Parku Kultury i Wypoczynku w Bydgoszczy - największym parku miejskim w Polsce. Na miejscu byliśmy o 8.30. My, czyli cała moja rodzinka plus dziadek z babcią. Spacerkiem po parku udaliśmy się do biura zawodów odebrać pakiet startowy i poczekaliśmy na start drugiej fali, w której biegłem. O 9:30 zaproszono nas do strefy startowej, w której pani instruktor prowadziła rozgrzewkę ze startującymi. Równo o 9:45 wystartowaliśmy...



  Sama trasa liczyła 10 km długości i naszpikowana była naturalnymi przeszkodami - wąwozy, powalone drzewa czy liczne zbiorniki wodne, które trzeba było pokonać wpław lub brodząc po pas w wodzie i mule. Po drodze mieliśmy do pokonania również ogrom przeszkód przygotowanych przez organizatorów- od wysokich ścian jak na zdjęciu powyżej, poprzez skok do wody w stylu Tarzana, kończąc na 50-metrowym zjeździe po specjalnie przygotowanej ślizgawce ze szczytu Góry Myślęcińskiej, na którą trzeba się było najpierw wdrapać :)


Na mecie stawiłem się z czasem 1:55:01, który dał mi 218 miejsce.
Sama impreza była świetnie zorganizowana za co należą się organizatorom wielkie brawa. Miasteczko biegowe doskonale zaopatrzone. Po olbrzymim wysiłku czekały na nas pyszne potrawy z grilla oraz ZIMNE piwko :)


PS. Od samego początku biegłem z Krzysiem, który raz mnie wyprzedzał a innym razem ja jego. Dzięki za wspólną końcówkę i pozdrawiam :)

wtorek, 31 maja 2016

A jak Adidas Supernova Glide Boost 8


Adidas Supernova Glide Boost 8

Bieganie powszechnie uważa się za najprostszą i najtańszą formę aktywności. Jest to w 100 procentach prawda. Jednak w miarę zdobywania doświadczenia warto pomyśleć o najważniejszym ekwipunku biegacza - butach...

Dlaczego buty dla biegacza są tak ważne?

Podczas biegania angażujemy w ruch stopę wraz z mięśniami i stawami nóg. Źle dobrane obuwie to najszybsza droga to niechcianej kontuzji, która już na początku naszej przygody z bieganiem może nas zniechęcić do uprawiania tego wspaniałego sportu. Buty mają bowiem wpływ nie tylko na stopę czy kolana, ale odpowiadają za poprawną postawę podczas biegu, a co za tym idzie chronią nas przed urazami kręgosłupa. 

W jakich butach biegam i dlaczego?

Ze względu na nawierzchnie tras treningowych oraz chęć startów w niedalekiej przyszłości w biegach długodystansowych, których trasy będą prowadzone ulicami miast, a więc po twardej nawierzchni szukałem butów z dobrą amortyzacją. Wybór padł na Adidas Supernova Glide Boost 8

Buty stworzone do takich biegów. Wysoki, usztywniony zapiętek sprawia, że stopa świetnie się trzyma. Cholewka wykonana bezszwowo dzięki czemu nie powodują ona nieprzyjemnych obtarć. No i podeszwa... Wykonana z pianki boost, która odpowiada za amortyzację. Jest bardzo sprężysta - ma się wrażenie jakby buty same nas unosiły :) Bieżnik podeszwy wykonany jest z gumy Continental i chyba trochę przypomina bieżnik opony. Świetnie się trzyma twardych nawierzchni - asfalt, kostka brukowa itp.






piątek, 27 maja 2016

1 PKO Bydgoski Festiwal Biegowy

Miał być piękny debiut poniżej 2 godzin, a była walka o każdy kilometr i wstydliwy (szczególnie dla mnie) czas...


 Zmotywowany dobrymi wynikami na treningach oraz pierwszym startem na 5 km w Sopocie postanowiłem wziąć udział w półmaratonie (głupek ze mnie) :) Owa impreza biegowa odbyła się w Bydgoszczy - stolicy polskiej lekkoatletyki. Stwierdziłem, że nie może mnie tam zabraknąć :)


Dzień przed biegiem udaliśmy się całą rodzinką do Bydgoszczy na zakupowe szaleństwo (nienawidzę zakupów, jednak teraz wyjątkowo było mi to na rękę, ponieważ mogłem w spokoju odebrać pakiet startowy :)) Po powrocie do domu dopadł mnie przedstartowy stres, co poskutkowało położeniem się spać bez kolacji - pierwszy błąd :P

 Następnego dnia szybka pobudka, pakowanie i wyjazd do Bydgoszczy. Na śniadanie zjadłem jednego małego banana - błąd numer dwa :P


Po dotarciu na miejsce okazało się, że miejsc parkingowych brak... Za 30 minut start, a ja krążę autem w poszukiwaniu miejsca... Mała zamiana, mama przejmuje stery naszej srebrnej strzały, a tata truchtem kieruje się na stadion Zawiszy Bydgoszcz, gdzie znajduje się strefa startowa. 

Atmosfera na stadionie powodowała jeszcze szybsze bicie serca. Setki osób, dobra muzyka i motywujący spikerzy sprawiali, że nie mogłem się doczekać startu. 



Równo o 10 wystartowali uczestnicy biegu na 10 kilometrów. My, czyli przyszli pół-maratończycy :) poustawialiśmy się w odpowiednich strefach czasowych. Stanąłem między balonikiem 1:50 a 2:00 z nadzieją, że uda się dobrnąć do mety mniej więcej z takim czasem...

O 10:08 wystartowaliśmy. Początkowo biegliśmy wszyscy razem. Pierwszy kilometr w czasie poniżej 5 minut napawał optymizmem, chociaż wiedziałem, że muszę zwolnić jeśli chce dotrzeć do mety. Warunki pogodowe były ciężkie, co dość często zaznaczali organizatorzy mówiąc przez mikrofony, że mamy odpuścić sobie bicie rekordów i kręcenie nowych życiówek. Z nieba lał się żar, a powietrze było bardzo suche. Na całej trasie co chwile dochodziło do omdleń zawodników oraz interwencji służb medycznych, co dodatkowo budziło we mnie niepokój. Nie wiedziałem, jak zareaguje mój organizm na tak długi bieg w takich piekielnych warunkach :)

Pierwsze 10 km zleciało mi bardzo szybko. Czas około 55 minut działał na mnie pozytywnie, bo wydawało się, że złamanie 2 godzin to tylko kwestia dobiegnięcia do mety... Dodatkowy zastrzyk motywacji otrzymałem od moich kibiców, których minąłem pod stadionem. Ewelina z Emilem, Paulina, Karolina i Agnieszka z Łukaszem. Wielkie dzięki za wspaniały doping!! Zupełnie się Was nie spodziewałem :)


Po tak dużym zastrzyku motywacji ruszyłem w dalsze 10 km. Szybko okazało się, że nie będzie tak kolorowo jak sobie to wymyśliłem. Pojawił się ból w biodrze z prawej strony. Miewałem takie bóle na treningach jednak nie zwracałem na to większej uwagi. Biegło mi się coraz gorzej, wolniej i bez tej radości, którą zawsze miałem. Gdy dogonił mnie balonik na 2 godziny przykleiłem się do niego, ale sił starczyło tylko na kilkaset metrów... Powoli zaczynałem odpuszczać i bić się z myślami czy nie zrezygnować w ogóle z biegu. Biegło mi się wyjątkowo źle. Na 16 kilometrze przegonił mnie balonik na 2:10 i wtedy już zupełnie opadłem z sił. Byłem mega zmęczony i zdemotywowany tym, że nie zmieszczę się nawet w tym czasie. Powoli zacząłem przechodzić w szybki marsz żeby chociaż chwilę odpocząć. Kibice i inni biegacze wspierali, bili brawo i gratulowali odwagi jednak nie miałem żadnych zapasów energii żeby podjąć walkę. Wróciłem do truchtania w tempie 7 min/km i modliłem się o koniec. Gdy znowu zobaczyłem moich kibiców uśmiech wrócił mi na twarzy - wiedziałem, że to finish, a dotarcie do mety zawdzięczam głównie im. Linie końcową minąłem z czasem 2:17:48. 


Czy wyciągnąłem jakieś wnioski z tego biegu? Chyba aż za dużo :)

Po pierwsze odpowiednia dieta przed startem jest bardzo ważna - należy dostarczyć organizmowi odpowiednie pokłady energii.
Po drugie nawadnianie podczas biegu. Nie wiedziałem jak zachowa się mój organizm, gdy będę się nawadniał w czasie biegu dlatego większość stanowisk z wodą, izotonikami czy bananami zwyczajnie omijałem. 
Trzecie. Muszę prowadzić dobrą rozgrzewkę przed bieganiem, ponieważ wydaję mi się, że ból biodra był spowodowany złym przygotowaniem do biegu. 
No i czwarte... Ostro się trzymać planu treningowego i wprowadzić więcej długich treningów tj. 16-18 km żeby przyzwyczaić swój organizm do takiego wysiłku.


Co dalej? Start w kilku biegach na 10 km, a na jesień udział w kolejnym półmaratonie :) No i złamanie tych dwóch nieszczęsnych godzin :)




PS. Chciałbym podziękować Darkowi, z którym uciąłem sobie krótka pogawędkę na 15-16 kilometrze. Z tyłu na koszulce miał napisane: BÓL TO ŚCIEMA!! Dzięki Darek za kilka pozytywnych słów :)

sobota, 16 kwietnia 2016

Dlaczego survivalowy tata?


No właśnie. Dlaczego akurat survivalowy tata? Przecież jest kilka innych przymiotników pasujących do mojej osoby - przystojny lub przeuroczy :)

Już  Wam tłumacze.

Primo...

Kilka lat temu jeden z kanałów popularno-naukowych emitował program "Szkoła Przetrwania". Prowadził go Bear Grylls - podróżnik i były żołnierz SAS (Brytyjskie Oddziały Specjalne). W każdym z odcinków prezenter znajdował się w jakimś ekstremalny miejscu na naszej planecie m.in. w amazońskiej dżungli w Ekwadorze, na islandzkich lodowcach, na sawannie w Kenii. Bear mając przy sobie podstawowy ekwipunek każdego survivalowca pokazywał techniki przetrwania w najtrudniejszych warunkach. Program okazał się hitem telewizyjnym i osiągał rekordy oglądalności w Polsce jak i na świecie. Sam już po jednym odcinku stałem się jego fanem co poskutkowało zakupem kilku jego książek :)




Właśnie ten program sprawił, że zainteresowałem się outdoorem i ruszyłem swoją leniwą dupę z kanapy. W ciągu kilku lat udało mi się zrealizować kilka ciekawych pomysłów. Niektóre zakończyły się sukcesem, inne porażką. Postaram się Wam je opisać ale to w kolejnych postach. :)

Secundo...

Od 5 miesięcy jestem tatą. Odnalezienie się w tej roli to nie lada wyzwanie. Życie wywróciło się do góry nogami. Cały dzień na nogach plus nieprzespane noce. Bardzo niekomfortowe warunki :) Ogarnięcie tego wszystkiego to istna szkoła przetrwania :)





Łącząc te dwa "elementy" wychodzi nam...

Survivalowy Tata


:)


sobota, 9 kwietnia 2016

W restauracji z dzieckiem

Czy z małym dzieckiem można pójść do restauracji? Można!! Warto jednak dokładnie się przygotować i przeprowadzić mały rekonesans restauracji w okolicy, które są przyjazne dla rodzin z dziećmi. W takich miejscach bez problemu znajdziemy przewijak (zazwyczaj w damskiej toalecie), wyznaczone miejsce zabaw dla dzieci, krzesełka do karmienia i dodatkowe menu dla maluchów. Dzięki takim zabiegom restauracji mamy wrażenie, że nawet gdy spotka nas coś niekomfortowego możemy liczyć na pomoc wyrozumiałego personelu. 
Rezerwując stolik warto zaznaczyć obsłudze, że będziemy z małym dzieckiem i dobrze by było gdyby przy naszym stoliku znalazło się miejsce na wózek lub krzesełko do karmienia jeśli nasze dziecko już potrafi siedzieć. 

Wyprawka

Wybierając się do restauracji obowiązkowo należy wziąć ze sobą kilka rzeczy:

- ubranie na zmianę ( zawsze może "coś" wypłynąć z pieluchy )
- pieluchy, kilka sztuk :)
- paczkę wilgotnych chusteczek
- kilka zabawek, które zajmą Waszego malucha
- można dopakować ceratkę (turystyczny przewijak) żeby w razie potrzeby samemu zbudować przewijak :)  

Jedzenie

O ile rodzice mogą zamówić sobie coś pysznego z menu, o tyle nasz malec jest skazany na mleko lub danie ze słoiczka. Problem rozwiązuje się, gdy bobas jest karmiony piersią przez mamę. Wystarczy znaleźć jakieś ustronne miejsce i po kłopocie. Natomiast, gdy dziecko pożywia się mlekiem sztucznym lub jest już duże i zajada się papkami ze słoiczka, z małą pomocą kelnera to zadanie też uda nam się wykonać. 





Należy mieć na uwadze, że tak naprawdę wszystko co może się wydarzyć prędzej czy później się wydarzy :) i trzeba być przygotowanym na każdą możliwość. 

PS. Zapomnijcie o spokojnym delektowaniu i relaksowaniu się przy po obiadowej kawie i deserze 

:)


niedziela, 3 kwietnia 2016

Jestem niezastąpiony i bezwzględny



Jestem niezastąpiony. 

Jestem Twoją potrzebą i Twoim pragnieniem. Jestem też Twoim wielkim sprzymierzeńcem. Nie znam granic i przynależności, dla wszystkich działam tak samo, z niewyobrażalną siłą, ponieważ posiadam Wielką Moc. 

Zawsze jestem do Twojej dyspozycji.

Za Twój gest odwdzięczam się tysiąckrotnie. Umiem zatrzymać łzy i spowodować, że nie powstrzymasz się od łez wzruszenia. 


Jestem bezwzględny dla Twoich trosk, bólu i cierpienia. Umiem to i przychodzi mi to nadzwyczaj łatwo. Pamiętaj, mam Wielką Moc.
Dzięki mnie uwierzysz w siebie. Daj mi chwilę a zdziałam cuda. 


Dosłownie w każdej chwili możesz ze mnie skorzystać.  
Jeśli to zrobisz, wyłącznie zyskasz. Uwierz mi. 
Jeżeli teraz masz wątpliwości, nie myśl, po prostu zrób to. 

Kim jestem?
Jestem przytuleniem



niedziela, 13 marca 2016

Sopocka Wiosna na 5

To był bieg typu "byle dobiec" :P. Razem z moją siostrą zapisaliśmy się na bieg, aby dowiedzieć się czegoś więcej o samych biegach ulicznych. Biegam od ok. 2 lat, lecz bez jakiś ambitnych celów itp. Bardziej dla frajdy, żadnych planów treningowych, żadnych zawodów, jeśli mi się chciało, nudziło i była dobra pogoda to wychodziłem pobiegać. Zdarzały mi się kilkutygodniowe przerwy, więc forma nigdy nie była specjalnie wysoka. Od nowego roku postanowiłem bardziej skupić się na tej konkretnej aktywności, nie odpuszczając treningów, gdy temperatura wynosi około dziesięciu kresek poniżej zera lub gdy pada zimny deszcz. Dobrze przepracowane 2 miesiące pokazały, że można wykręcić satysfakcjonujący czas i jednocześnie wbiec na metę nie wyglądając tak, jakbyśmy mieli dostać zawału :P Co do mojej siostry to biegać zaczęła miesiąc temu, dlatego najważniejsze było dotrzeć do mety i zostać sklasyfikowanym. Żadne z nas nie skupiało się na kręceniu wyników. Zgodnie twierdzimy, że na to przyjdzie jeszcze czas...

Przed godziną 11:00 stawiliśmy się na Placu Kuracyjnym w Sopocie, odebraliśmy pakiety startowe i wróciliśmy do auta trochę się ogrzać, bo pogoda tego dnia nie rozpieszczała :P Po pół godzinie udaliśmy się w miejsce startu na małą rozgrzewkę. Ustawiliśmy się z tyłu stawki i oczekiwaliśmy na rozpoczęcie biegu. Pogadaliśmy trochę z innymi biegaczami, pożartowaliśmy żeby jakoś rozładować stres i usłyszeliśmy odliczanie... 10,9,8,7... zaczęło się :P

Ruszyliśmy razem, wolnym, spokojnym tempem. Po niecałym kilometrze stwierdziliśmy z siostrą, że nie ma sensu żebyśmy biegli razem więc rozdzieliliśmy się i każdy pobiegł swoim optymalnym tempem. Trochę powyprzedzałem, trochę mnie powyprzedzali... Po około 25 minutach znalazłem się w okolicach Ergo Areny w Gdańsku gdzie była meta. Przed samą metą czekała na mnie moja rodzinka - Ewelina z synem Emilem. Malucha było słychać już dobre kilkadziesiąt metrów przed linią mety :P Kilka minut po mnie na mecie zameldowała się moja siostra.

 Czas brutto biegu to 25:55 co daje nam 5:11/km. Dla mnie bardzo dobry wynik jak na pierwszy bieg uliczny.
  W klasyfikacji świeżo upieczonych ojców z brodą w wieku 28 lat zdobyłem pierwsze miejsce :P :)

Pozostało zapisać się na jakiś kolejny bieg i ostro trenować bo teraz to już jest co pobijać :P

Poniżej wrzucam kilka fotek z biegu :)
Pozdrawiam